Spektakl dyplomowy olsztyńskich studentów ma być zwieńczeniem ich ciężkiej pracy. Za temat przewodni wybrali sobie twórczość Jacka Kaczmarskiego, barda Solidarności.
Dla ludzi, którzy żyli w czasach Polski Ludowej, Jacek Kaczmarski
jest symbolem walki o wolność. Takie kompozycje jak "Nasza klasa",
"Mury", czy "Obława" stały się protest songami pokolenia, które
dorastało w latach 80. Śpiewano je podczas strajków i wieczornic
mających wesprzeć opozycjonistów. Kasety z nagraniami dostępne były
tylko w podziemnym obiegu. Kaczmarski jest uważany za barda Solidarności
i piewcę wartości antykomunistycznych.
Ale oprócz tych najbardziej
rozpoznawalnych utworów napisał jeszcze setki wierszy i piosenek. Tomasz
Krezymon, reżyser i scenarzysta spektaklu "A mury rosły", którego
premiera zaplanowana jest w sobotę na Scenie u Sewruka (z tyłu Teatru
Jaracza), postawił na mniej popularne teksty. - Tylko cytat zawarty w
tytule kojarzy się z klasyczną twórczością Kaczmarskiego, ale nawet tej piosenki
nie będzie w przedstawieniu - mówi. - Sięgnąłem po pięć jego ostatnich
płyt. Chodziło mi, by nie przedstawiać Kaczmarskiego jak barda, a jako
artystę, poetę i kompozytora.
To trzeci spektakl
dyplomowy słuchaczy ostatniego roku Policealnego Studium Aktorskiego im.
Aleksandra Sewruka. Wcześniej młodzi adepci sztuki aktorskiej
sprawdzili się w repertuarze dramatycznym i komediowym. Na zakończenie
przyszedł czas na muzyczną premierę. - Kaczmarski to postać ogólnie
znana, ale muszę przyznać, że zanim zaczęliśmy pracować nad
przedstawieniem, nie słuchałem jego piosenek - mówi Wojciech Jaworski,
student, który wciela się w Tresera Zwierząt. - Kiedy dostaliśmy teksty,
musieliśmy obiecać, że nie sięgniemy po jego nagrania, by nie wzorować
się na oryginalnym wykonaniu.
Tomasz Krezymon tłumaczy, że sięgnął po pieśni barda, by zmierzyć się z
pojęciami "ojczyzna", "patriotyzm" czy "naród". - Tytułowa piosenka w
przedstawieniu wcale nie jest o rozwalających się murach, tylko o tym
jak trudno poradzić sobie z wolnością i jak łatwo ją przeistoczyć w
kolejny etap zniewolenia. Inne utwory, które wybrałem, służą do
zilustrowania tego problemu.
Spektakl to kolaż złożony z
piosenek, ma jednak też pewną fabułę. Scena za sprawą scenografii
Macieja Chojnackiego zmieniła się w cyrk, w którym włada mistrzyni. -
Taka lekko demoniczna atmosfera, gdzie wszystko jest szare i się
rozpada, jest typowo nasza - tłumaczy Maciej Chojnacki. - Polska to
kraj, który potrzebuje wielu trumien, martwych bohaterów. Postacie,
które pojawiają się na scenie, są właśnie takimi chodzącymi zwłokami,
metaforą miejsca, gdzie nic nie posuwa się do przodu.
Miłośnicy Kaczmarskiego nie usłyszą też charakterystycznej dla niego
gitary. - Specjalnie odszedłem od tego wizerunku, żeby większą uwagę
zwrócić na tekst - kończy Krezymon. - Nie chciałem, żeby spektakl był
akademią ku czci.