„Język w debacie publicznej"

Dział: Olsztyn

Profesora Jerzego Bralczyka chyba nie trzeba przedstawiać. Językoznawca znany jest z ciętej riposty oraz ciekawych i oryginalnych komentarzy. W ostatnim czasie na Uniwersytecie Olsztyński wspomniany uczony wygłosił wykład pt. „Język w debacie publicznej".

Dawno wykład otwarty nie przyciągnął takiej ilości zainteresowanych. Pierwotnie spotkanie z językoznawcą miało odbyć się w Auli Teatralnej w Centrum Nauk Humanistycznych, ale już kilka minut przed spotkaniem miejsce pękało w szwach. Nawet nauczyciele akademiccy byli zmuszeni przysiadać na schodach i podłodze. Dlatego też szybko zadecydowano, żeby przenieść się do Auli Georga i Marii Dietrichów. I tam również wszystkie miejsca zostały błyskawicznie zajęte.

Prof. Bralczyk, z charakterystyczną dla siebie charyzmą, tłumaczył ewolucję języka w debacie publicznej, wyjaśniał jak ów język zmieniał się przez lata, jak mówiliśmy i „czym" mówiliśmy. Przez wiele setek lat był to język Kościoła, w międzywojniu w języku dominował patos bogoojczyźniany potem ideologia związana z systemem politycznym.

- Po II wojnie światowej na kształt naszego języka wpłynęło wyniszczenie elit a także przesunięcie granic państwa i zanik mowy Kresów - wyjaśniał prof. Bralczyk.

Lata powojenne to socjalistyczny i partyjny żargon, szablon językowy, który przenikał także do języka artystycznego. Dopiero w latach 90. dostrzegamy w języku publicznym - opisywanym jako kategoria publicystyczna - radykalne zmiany, które niesione są przez wielość podmiotów politycznych, używających retoryki demokracji, opartej na różnych wzorach językowych. Zaczyna dominować komercjalizacja, retoryka reklamy i sukcesu.

- Możemy mówić, że wypowiedź publiczna to wypowiedź medialna, czyli atrakcyjna. Mówimy, żeby zaistnieć, a więc stajemy się także atrakcyjni językowo - mówił prof. Bralczyk.

Obecnie, w języku publicznym, prof. Bralczyk dostrzega jego wulgaryzację, a więc brak cenzury, większą rolę anglicyzmów, odbijające się przemiany społeczno-polityczne, wpływ rozwoju technik komunikacyjnych (wiadomości tekstowych, Internetu, komunikatorów internetowych) a także to, że tekst publiczny ma nas zawsze do czegoś przekonywać i nieść za sobą intencję.
Prof. Bralczyk w czterech kategoriach opisuje dzisiejszy język publiczny.

Pierwszą z nich jest kategoria ideologiczna, romantyczno-narodowo-katolicko-patriotyczna, korzystającą z tradycji romantycznych, oparta na przeciwstawnych kategoriach dobro-zło, idealizująca przeszłość, wykorzystująca etos rycerski, duchowość, przeświadczona o własnej racji, charakterystyczna dla środowisk prawicowych.

Drugą kategoria to kategoria populistyczna. Ten język wykorzystywany jest przez środowiska związane z Samoobroną, a skierowany jest do prostego człowieka. Mowa ta oparta jest na agresji w języku, wykorzystuje hasła godności, sprawiedliwości, dzieli świat na „my - oni". Często w języku populistycznym występują wulgaryzmy.

Kategoria liberalna to przede wszystkim kategoria językowa dbająca o poprawność polityczną w języku, która - zdaniem profesora - jest słuszna, ale powoduje, że z języka mogą zniknąć wyrazy, które wypowiedziane kiedyś nie niosły ze sobą negatywnego znaczenia lecz dziś już niosą, np. Murzyn.

Ostatnią z kategorii językowych, wyróżnianych przez prof. Bralczyka, jest kategoria języka sukcesu obecnego w korporacjach, public relations, nawet w indywidualnej stymulacji, pełna entuzjazmu i szczęśliwości.

- Wyobraźmy sobie, że staję rano przed lustrem i mówię do siebie: dziś obudzę w sobie tygrysa - wyjaśniał profesor, budząc wesołość na sali.

Godzina z prof. Bralczykiem minęła szybko. Wykład przetykany przykładami, cytatami, subtelnymi dowcipami gość zamknął rozważaniem na temat „języka luzu", który neguje wszystkie ww. kategorie, łamie zasady, stosowany jest najczęściej przez młodzież i to profesorowi się podoba, choć dostrzega pewne zagrożenia.

- Ten język łamie zasady gramatyczne, a to złe zjawisko - ocenia językoznawca. - Choć bardziej martwi mnie zanik polskich znaków diakrytycznych, bo kto pisząc wiadomość tekstową, pisze „żółw"? Wszyscy piszą zolw. Może kiedyś doczekamy „Pana Tadeusza" bez polskich znaków diakrytycznych. Pierwszy wers jeszcze przeczytamy, ale co z „panno święta"? Brzmi mi jakoś rosyjsko...

Źródło: uwm.edu.pl


ostatnia zmiana: 2011-03-14
Komentarze
Polityka Prywatności