
O przestępczości stadionowej, problemach z kibicami i poprawie atmosfery na meczach rozmawiamy z doktorem Piotrem Chlebowiczem z Wydziału Prawa i Administracji.
- Raczej leżą na obrzeżach moich zainteresowań sportowych, ale byłem na meczach z policją, prowadząc badania.
- Jeśli myślę o przestępczości stadionowej, to od razu widzę umięśnionego faceta z kijem, wyrywającego płot.
- Musimy wyjść od definicji przestępczości stadionowej. To zjawisko, które ma charakter dynamiczny i ewolucyjny. I faktycznie pierwsza faza takiej przestępczości, geneza, tkwiła na trybunach stadionu. W tym przypadku ekscesy chuligańskie i masowe zakłócanie porządku publicznego, które miały miejsce bezpośrednio na stadionie i na trybunach zaczęto nazywać chuligaństwem stadionowym. W pierwszym etapie mamy klasyczny przykład chuligaństwa stadionowego, czyli ekscesy pomiędzy fanami różnych drużyn, a w późniejszym etapie dochodzą do tego także ataki na policję.
Zjawisko zaczęto obserwować na Wyspach Brytyjskich, a po tragedii na Heysel (29 maja 1985 roku, na brukselskim stadionie Heysel przed finałowym meczem Pucharu Europy pomiędzy Juventusem Turyn a Liverpoolem doszło do starć między angielskimi i włoskimi kibicami, w wyniku których śmierć poniosło 39 osób - red.) rząd brytyjski postanowił zająć się tym problemem, który poddano także analizie naukowej. Potem do Brytyjczyków dołączyli Holendrzy i Niemcy.
W pewnym momencie zauważono, że podczas ekscesów stadionowych zawiązały się zwarte grupy, które zaczęły być aktywne także poza terenem stadionu. Ponadto w tych grupach pojawili się ludzie wykształceni, niektórzy zajmujący znaczące miejsce w strukturze społecznej.
Grupy integrują się i zaczynają swoją ekspansję przestępczą na zewnątrz, poza stadion. Tutaj, na przykład, wkraczamy w problem tzw. ustawki (kibice zwaśnionych drużyn umawiają się na bójkę poza stadionem - red.), ale z drugiej strony zaczynamy mieć do czynienia z typową kryminalną działalnością, z utworzeniem zorganizowanych grup przestępczych w rozumieniu art. 258 kk. (mówiący o przestępczości zorganizowanej) Tak więc korzenie tego zjawiska mają źródła na stadionie, ale potem wychodzą poza jego przestrzeń. I to jest właśnie przykład ewolucji przestępczości stadionowej.
- Jak sobie poradzili z tym problemem Brytyjczycy?
- Pomocna okazała się tutaj postawa
zarządów klubów piłkarskich, które zaczęły wprowadzać coraz większe
standardy bezpieczeństwa.
Takim standardem było między innymi
wprowadzenie miejsc siedzących. Ta kwestia pojawiła się po tragedii na
stadionie Hillsborough w Sheffield, gdzie 96 kibiców zostało
stratowanych. Pierwotnie instalacja miejsc siedzących miała zapobiec
panice tłumu, a nie ekscesom chuligańskim, a okazało się, że było to
bardzo dobre posunięcie, bo jak ludzie siedzą, to zapobiega to
tworzeniu się grup i tłumu.
Zauważono też, że umundurowane oddziały policji, obecne na meczu, mogą prowokować, więc położono nacisk na funkcję stewardingu. Proszę sobie wyobrazić, że Anglikom zajęło siedem lat ułożenie relacji między stewardami a policją.
- W Polsce mamy do czynienia z przestępczością stadionową, która funkcjonuje poza obiektem sportowym?
- Tak. Istnieje kilka takich grup. Na przykład Psycho Fani Ruchu Chorzów, Młode Orły Lechii Gdańsk, czy bojówka Lecha Poznań. Z jednej strony ekscesy przenoszą się poza stadion, ale wyzwala je mecz piłkarski, z drugiej strony kontakty społeczne powstałe podczas spotkań piłkarskich pozwalają na utworzenie zorganizowanych grup przestępczych. A to z kolei umożliwia na przykład na handel narkotykami. Część kibiców wykorzystywana jest jako „żołnierze" w gangach, czy w agencjach ochrony. Zdarza się, że w takich agencjach nie znajdzie zatrudnienia nikt, kto jest spoza tego środowiska. Co ciekawe, to z czym mamy do czynienia w Polsce, nie jest nowością. Anglicy przerabiali to już wcześniej. Dlatego też jako pierwsi zaczęli powoływać specjalne grupy policyjne, które zajmowały się rozpoznaniem tych grup przestępczych, a to już typowe czynności operacyjno-rozpoznawcze charakterystyczne dla działań związanych z zwalczaniem przestępczości zorganizowanej. Identycznie zaczyna działać teraz policja w Polsce.
- Nie możemy skopiować w całości brytyjskich wzorców, żeby poradzić sobie z tym problemem?
- To pytanie często wraca, ale nie. Mentalność polskiego kibica jest inna. Policjanta także. Postawa części zarządów klubów polskich też nie jest odpowiednia, o czym wszyscy doskonale wiemy - casus Polskiego Związku Piłki Nożnej. Poszanowanie kultury prawnej w Wielkiej Brytanii stoi także na wyższym poziomie niż w Polsce.
Samo wprowadzenie osławionego już monitoringu nie poprawi bezpieczeństwa, bo do tego potrzebni są stewardzi, czy służba ochrony organizatora meczu, która będzie ze sobą współdziałać. Sama interwencja wśród - na przykład - pijących alkohol na trybunie musi przebiec spokojnie, a stewardzi powinni być przygotowani i przeszkoleni psychologicznie.
Policja powinna pojawiać się dopiero, gdy organizator spotkania sobie nie radzi, a w praktyce wygląda to tak, że odwody policji siedzą sobie na stadionie i są gotowe do interwencji. To jednak związane jest z postawą zarządów klubów - jeśli środki finansowe będą inwestowane w poprawę bezpieczeństwa i infrastrukturę, to policja zniknie ze stadionu. Co z tego jeśli postawimy bardzo dobry monitoring, kiedy w płotach będą dziury i wszyscy będą mogli przez nie przejść?
Anglicy poszli dwukierunkowo: zainwestowali w infrastrukturę, ale też powołali osobne zespoły policyjne do rozpracowywania grup przestępczych, między innymi umieszczając w tych grupach agentów.
- Jak wygląda bezpieczeństwo na polskich stadionów w porównaniu z innymi krajami?
- Jest kilka punktów zapalnych i to jest prawda. Jednak uważam, że wypadamy nieźle. Trzeba jednak pamiętać, że przestępczości nie da się całkowicie wykorzenić, bo to jest niemożliwe. To też jest kwestia profesji dziennikarskiej.
- Dlaczego?
- Na przykład w Anglii zauważono, że dziennikarze, opisując te zjawiska zaczęli używać retoryki wojennej. Można zacytować myśl Chestertona „To nie świat jest gorszy tylko serwis informacyjny lepszy".
- Zostało dwa i pół roku do organizowanych przez nas Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Co powinniśmy zrobić, żeby przebiegły one spokojnie?
- To ogromne wyzwanie i stoi przed nami
kilka zagrożeń. Na przykład atak terrorystyczny, bo taka impreza nadaje
się do tego znakomicie, czy wszystko, co wiąże się z masowymi
imprezami: nasilenie pospolitej przestępczości, uaktywnienie się
kieszonkowców być może wizyty kieszonkowców z innych krajów. Do tego
dochodzą typowe sytuacje z nadużywaniem alkoholu na imprezach masowych.
Uważam,
że do niebezpiecznych sytuacji może dojść nie na stadionach, ale poza
nimi. Na przykład w miejscach, gdzie będą ustawione telebimy, bo tam
kontrola będzie mniejsza i łatwiej będzie można przeniknąć.
To też
kwestia socjotechniki: jeśli stworzymy atmosferę karnawału, policja nie
będzie rzucać się w oczy, to jest szansa, że odbędą się mistrzostwa bez
ekscesów. To gigantyczne wyzwanie, ale mam nadzieję, że sprostamy.
Standardy bezpieczeństwa na Euro 2012 już są opracowane przez MSWiA. Na
pewno mistrzostwa będą fantastyczną sprawą dla kibiców. Gigantyczną
imprezą i miejmy nadzieję, że bezpieczną.
Pierwszy dekret,
który potocznie można nazwać zakazem stadionowym, został opublikowany
przez burmistrza Londynu w... 1314 roku. Dekret zakazywał gry w futbol
na terenie Londynu, bo to powodowało „niepokój w mieście".
Doktor Piotr Chlebowicz na co dzień pracuje na WPiA w Katedrze Kryminologii, Wiktymologii i Problematyki Przestępczości Zorganizowanej. Jest także autorem książki "Chuligaństwo stadionowe. Studium kryminologiczne".
źródło: UWM